WSPÓLNY STÓŁ, czyli NASZE ŻYCIE NA ROKICIE

Dziś rzadko zasiadamy do wspólnego stołu z osobami, których nie znamy. Coraz rzadziej spotykamy się przy stole z naszymi rodzinami. Czy na pewno te zdania są prawdziwe?

Wspólny stół, który zainaugurowaliśmy w Rokitnicy w ramach projektu Spójnik, jest przewrotnym projektem – pokazał nam jak łatwo możemy odwrócić stan rzeczy uznawany za status quo i znak czasów. Potrafimy i potrzebujemy zatrzymać się. Zadumać. Porozmawiać. I jak to na Górnym Śląsku – napić się kafyju albo tyju, zjeść kołocza, apuzina albo jabłko. Zastanowić się, w jakim języku rozmawiali ze sobą mieszkańcy, którzy byli tu przed nami… i o tym porozmawiać. Opowiedzieć sobie kilkanaście historii.

To niezwykłe, że do Wspólnego stołu zasiedli nie tylko ci, którzy przynieśli przedmioty, ale i Ci, którzy przyszli do biblioteki ze swoją uważnością, ciekawością, troską, wrażliwością. Tego wieczora znaleźliśmy odpowiedź na pytanie, czy historia Rokitnicy – ta czytana z perspektywy domu – jest historią, którą chcemy pielęgnować. A dzięki Spójnikowi wiemy już, co robić, by rozwijać naszą lokalną tożsamość. Do Wspólnego Stołu zaprosimy Was jeszcze nieraz. Rokitnickie archiwum codzienności będziemy rozbudowywać. Mamy sobie naprawdę wiele do opowiedzenia.

Czytanie świata

Lubimy czytać historie, dlatego postanowiliśmy się przyjrzeć przedmiotom, które są ważne dla mieszkańców Rokitnicy. Na co dzień wszyscy tu mieszkamy – nie mamy jednak zbyt wielu możliwości, aby się spotkać, jeśli jesteśmy z innych kręgów towarzyskich i grup zainteresowań. Łączy nas wspólnie zamieszkiwana przestrzeń. Jak połączyć jej warstwy – jak wpisać prywatną, nawet intymną opowieść rodzinną w kontekst miejsca? Zastanowić się, co dla nas, mieszkańców, znaczy „mieszkać w Rokitnicy”? Jaką lupę i do którego miejsca przyłożyć, by rozczytać nasz świat poprzez przestrzeń symboliczną, która kluczowa jest dla utrzymania tożsamości lokalnej i identyfikacji z miejscem? Te pytania zadajemy sobie od dawna, mapując niematerialne dziedzictwo kulturowe Rokitnicy, rozpoznając jej przestrzeń wartości i symboli kluczowych dla tutejszej społeczności.

Miejsce pulsujące opowieściami

Rokitnica była niegdyś osadą sanatoryjną (budynki Szpitala Spółki Brackiej i Powiatowego Sanatorium zostały zaprojektowane przez Theodora Ehl’a oraz Zillmannów – tych samych, którzy zaprojektowali Nikiszowiec i Giszowiec oraz Elektrociepłownię Szombierki). Nadal jest jedynym w Europie miejscem, w którym znajdują się cztery stalowe domy, wkomponowane w zachowane w niezmienionej formie Miasto Ogród Osiedle Ballestrema. Jest dzielnicą pełną opowieści ze względu na przepływający przez nią Potok Rokitnicki, jaki oddzielał Śląsk od Małopolski (do XIII wieku granicy strzegł gródek rycerski), a także dzięki sąsiedztwu Waldparku Rokittnitz Miechowitz (dziś znanego jako Gajdzikowe Górki w Zabrzu i Miechowicka Ostoja Leśna w Bytomiu) oraz poukrywane artefakty (kamienna ława

różana i ocembrowanie źródła pamiętające Tiele Wincklerów, rozbity pomnik ku czci poległych w I WŚ mieszkańców Rokitnicy, dominium w stylu włoskiego klasycyzmu, pozostałości po cegielni, która zapewniała budulec na rokitnickie domy, a teraz cieszy wędkarzy, jak również „górniczy krawężnik” z zaklętą w nim kuplą). Jeszcze za czasów Kopalni Pstrowski, istniało tu kino, biblioteka, basen, stadion sportowy, strzelnica, staw, po którym można było pływać kajakiem, wyciąg narciarski, muszla koncertowa, altana… Aktualnie na ponad 13 000 mieszkańców mamy jeden – ostatni przyczółek instytucjonalnego życia kulturalnego, tj. Filię nr 6 Miejskiej Biblioteki Publicznej. I to dzięki współpracy rokitnickiej MBP z rokitnickim Kartelem Kulturalnym i działającą od marca 2014 r. pod auspicjami Kartelu grupą ROKITA CZYTA, która niemal od 10 lat rozmawia o tym, co czyta, wydarzył się Spójnik.

Zaproszenie do Wspólnego Stołu

Połączyliśmy siły. Biblioteka im. Jerzego Fusieckiego dekadę temu wydała publikację „Nasza Rokitnica” i stała się instytucją parasolową dla naszych działań – nieformalnej grupy związanej z klubem Rokita Czyta wywodzącym się z aktywności stowarzyszenia Kartel Kulturalny, ze wsparciem Rady Dzielnicy Rokitnica – Stowarzyszenie Rokita. Nasza zakorzeniona w realiach i tożsamości dzielnicy grupa zaprosiła mieszkańców dzielnicy do wspólnego stołu i porozmawiania o tym, jak wygląda „nasze życie na Rokicie”. Pretekstem stały się przedmioty i historie, które się z nimi wiążą.

Opowieści ukryte w artefaktach

Nie wiedzieliśmy, jakie przedmioty przyniosą mieszkańcy i jakie opowieści usłyszymy. Niczego nie sugerowaliśmy, niczego nie oczekiwaliśmy. Biblioteka otworzyła drzwi, a my – uzbrojeni w kamerę i aparat, profesjonalne narzędzia do dokumentacji świata, czekaliśmy na to, co się wydarzy. Kto usiądzie do wspólnego stołu? Jaki kontekst mieszkania w Rokitnicy będzie dla niego istotny?
Przez ponad dwie godziny opowiedzieliśmy sobie o kilkunastu przedmiotach… i wielu rokitnickich historiach. Wiemy już, że spotkanie 8 listopada było zaczynem, początkiem przygody i zapisywania świata wartości kulturowych kluczowych dla tutejszej tożsamości i pokazujących specyfikę i wrażliwość osób zamieszkujących Rokitnicę. Będziemy Wspólny Stół organizować cyklicznie – daje bowiem niezwykłą przestrzeń do rozmowy, bezpieczną, pełną uwagi, zainteresowania i troski nie tylko o przeszłość, ale i przyszłość dzielnicy.
Opowieści wraz z dokumentacją fotograficzną będziemy sukcesywnie umieszczać na stronie FB, na profilu https://www.facebook.com/WspolnyStolRokitnica. Wszystkie one trafią też do biblioteki, która przymierza się do wydania aktualizacji „Naszej Rokitnicy” zawierającej uzupełnienia i nowe historie, także te opowiedziane podczas „Wspólnego Stołu”.

Archiwum pamięci prywatnej

Gdyby rozrysować mapę miejsc, z których przyniesione zostały przedmioty, znaleźlibyśmy się i w bardzo starej części Rokitnicy, i na nowym osiedlu; i na opłotkach, i w centrum, czasem poza dzisiejszymi granicami. Czy stare nazwy i miejsca jeszcze coś nam mówią? Peking, Rendzina, Bergmannskolonie, Doły, Krajsszynka, Losek, Lindhof, łąka Ronota, skocznia narciarska, Waldhof, Fytloki i Piekarnioki.
Pobita, sygnowana napisem Rokittnitz i datą 1904, porcelana z restauracji, po której nie ma już najmniejszego śladu i z Domu Inwalidów, w którym dziś znajduje się Śląski Uniwersytet Medyczny. Pamiątka pierwszej komunii świętej – biała książeczka. Puchar z węgla wręczony dziadkowi Henrykowi przez kolegów-górników z okazji jubileuszu. Tabloo ze zdjęciami pokoleń jednej rodziny, fotografującej się od zawsze (odkąd wynaleziono fotografię), przy stojącej przed domem ławce, będącej świadkiem wydarzeń, historii i tworzącej nowe opowieści, związane z nowymi, kolejnymi generacjami mieszkańców tego domu. Pierwszy, przyniesiony z rokitnickiego lasu, liść – dziś liczy sobie osiemnaście lat. Mosiężna moneta z Rokitnicy, którą hrabia Ballestrem płacił tutejszym mieszkańcom za pracę (Rokitnica w czasach kryzysu posiadała własną walutę). Książka Janoscha „Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka”, w której literacko opisany jest, przyjaźniący się z Hrdlakiem i Cwim, zawadiacki hrabia Ballestrem. Jedna marka – moneta z 1896 roku. Odłamek czarnej ceramiki halsztackiej, mikowanej, znaleziony przy budowie autostrady A1. Wyrzucona przez kogoś na śmietnik zawieszka z nazwiskiem na drzwi mieszkania. Umowa najmu datowana na 1955 rok – dziś w pokoju po babci mieszka córka, a wcześniej mieszkała mama. Szwajcarski zegarek, który trzeba codziennie nakręcać, pochodzący z przełomu XIX i XX wieku, stanowiący pamiątkę po ojcu. Licząca sobie około dziewięćdziesiąt lat, ceramiczna cegiełka na kościół z odwzorowaniem ołtarza głównego i napisem Martinau O/S (nazwę Rokitnicy zmieniono na Martinau w 1933 roku). Przycisk do papieru, modlitewnik, zabawki – drewnianą i filcową oraz posrebrzane puzderko z lusterkiem po babci. Zdjęcie Czesława Niemena z koncertu w Domu Kultury i tłumy zgromadzone na koncercie w rokitnickim amfiteatrze…
Przedmioty wędrowały z rąk do rąk. W zdjęciach zrobionych tego dnia widać niezwykłą delikatność, gdy je trzymamy w dłoniach – to niezwykłe, że tę subtelność udało się nam uchwycić. Słuchaliśmy, dopowiadaliśmy, zapamiętywaliśmy… Nasycaliśmy się zarazem nieuchwytnością i mocą oddziaływania historii zaklętej w przedmiotach.

Historia jednego przedmiotu – cztery wybrane opowieści:

ZEGAREK PO OJCU

„Co ja przyniosłem? Jest to taka rzecz, którą bardzo lubię i cenię. Mam tutaj zegarek kieszonkowy, który – jak poszedłem się zapytać do zegarmistrza – ma między sto a sto pięćdziesiąt lat. Jest to dosyć stara rzecz, można powiedzieć. Dostałem go od mojego ojca, a on z kolei otrzymał go na Pierwszą Komunię Świętą. Ale nie znam początkowych losów, bo to nie było kiedyś tak, że się szło do sklepu i kupowało się zegarek. Ja myślę, że on go dostał od swojego ojca, bo to nie jest jakiś milionowy zegarek, to jest zegarek robotniczy. Ci górnicy, którzy pracowali na kopalni, dostawali nagrody za dobrą pracę. I na przykład dzisiaj Barbórkę się obchodzi tylko raz w roku, ale wcześniej ona była obchodzona dwa razy w ciągu roku – latem, i później, w grudniu. Wtedy nagradzano górników – kasą albo takimi zegarkami. Wiadomo, górnik nie chciał swoich pieniędzy wszystkich wydać, a taki zegarek za tani też wtedy nie był. Lepiej było go dostać. Dla mnie jest bardzo cenna rzecz. On jest nakręcany. Ma napis, że został wyprodukowany w Szwajcarii, nie jest nakręcany kluczykiem, tylko właśnie koronką. Cały czas jest na chodzie. Jedyny minus jest taki, że nie ma uszczelki i trzeba bardzo, bardzo uważać na wilgoć. Ten zegarek lubi ciepło. Musi być blisko ludzkiego ciepła – dlatego nosi się go w kieszonce. I ja go tak właśnie noszę.” // Jan



PUCHAR DZIADKA HENRYKA

„To jest tak naprawdę przedmiot osobisty, bo ja nie mam takich rodzinnych „wykopalisk”. Żadnych. Ani moja rodzina specjalnie nie była tak mocno historycznie związana z Rokitnicą. Moja babcia i mój dziadek byli z Bytomia i przeprowadzili się tutaj w latach 50 tych – i tak naprawdę dla mnie Rokitnica to jest zawsze babcia i dziadek. Moja mama się urodziła tu, w Rokitnicy, w domu, moja ciocia tak samo, więc one od zawsze tutaj były. Ja się urodziłam w Bytomiu i do 8 roku życia mieszkam poza Rokitnicą. W ósmym roku życia przeprowadziłam się i od tej pory jestem tutaj tak naprawdę. Przez wszystkie te lata mieliśmy w rodzinie to mieszkanie, w którym babcia i dziadek mieszkali na Andersa, dawniej Pietrusińskiego. Kiedyś było w nim tych rodzinnych pamiątek bardzo dużo. Później moja babcia zadecydowała: „teraz będzie nowocześnie”, wyrzuciła wszystkie tapety i bibeloty. Robiło się tych rzeczy coraz mniej i mniej, ale jednak pewne rzeczy zostawały. I kiedy umarł mój dziadek, to ja kilka rzeczy sobie po prostu przywłaszczyłam. I właśnie jedną z tych rzeczy jest ta pamiątka. Dziadek dostał ją na jubileusz pracy w kopalni. Od swoich znajomych, od swoich przyjaciół, górników. Mój dziadek nie był górnikiem, był ślusarzem, ale pracował na dole i tak naprawdę mam kilka rzeczy właśnie po nim. Jedną z nich jest ta figurka z węgla. Mam też jego mundur, który bardzo chciałam zostawić. Może to świecznik, może puchar – nie wiem. Czy jest z węgla, czy z antracytu? Antracyt nie brudzi. Ale pamiętam taką anegdotę – to już nie w mojej rodzinie słyszałam – że jak górnicy chcieli sobie wynieść trochę węgla do domu, to brali taką większą bryłę i mówili, że to na figurkę. U mnie właśnie ta figurka po dziadku stoi. Jest toczona, wyrzeźbiona. Pamiętam, że były takie dwie, ale nie wiem, co się stało z drugą, ta jest u mnie.” // Marlena


CEGIEŁKA NA KOŚCIÓŁ ZNALEZIONA W LESIE

„To jest niespodziewana historia Rokitnicy, choć jest w niej dużo tradycji. Popatrzcie, to ceramiczna płytka. Mamy na niej podpis Martinau, czyli to już nie Rokitnica, a jednak dalej Rokitnica, tylko po 1933 roku. Pewnie wszyscy rozpoznamy tutaj główne figury naszego ołtarza. Delikatnie szkliwione, nawet brudne, stan oryginalny. I teraz pytanie: skąd my to mamy? To jest taka opowieść jak z filmów, na których ludzie się nawracają. Idziemy do lasu na wycieczkę, wchodzimy od strony Gajdzikowych Górek, tym wejściem oficjalnym. Spacer – standardowa pętelka dawnymi ścieżkami Tiele-Wincklerów. Wracamy, a pod drzewem, które przecież mijaliśmy, widzimy coś takiego. Tabliczka stoi oparta o drzewo. Na pewno jej nie było, a jest. Przypatrujemy się – ołtarz, napis… i to jest o tyle niesamowita historia, że ktoś to tam zostawił, wyrzucił, postawił. Widać, że to gdzieś leżało, niszczało w jakimś wcale nie reprezentacyjnym miejscu – to jest szkliwo, ale nie takie, by eksponować je zewnątrz, materiał szybko poddaje się erozji.  Zatem historia tej płytki jest trochę jak z filmów biblijnych… Ponieważ mamy znajomą konserwator sztuki, to wysłaliśmy jej zdjęcie i tropy są takie, że to były cegiełki na wyposażenie kościoła. One były kupowane przez mieszkańców po to, żeby się dołożyć do potrzeb parafii. Ceramika jest sygnowana, ale cała historia tego znalezionego w lesie artefaktu jest bardzo nieoczywista.” // Krzysztof

UMOWA NAJMU MIESZKANIA Z 1955 ROKU

„To jest umowa z 1955 roku. Dzięki niej jestem mieszkanką Rokitnicy. Mieszkam w mieszkaniu babci, mieszkała w nim wcześniej moja mama i jej rodzeństwo. Mam już cały czas ten sam pokój. Moja mama mieszkała w tym pokoju, ja mieszkałam w tym pokoju, teraz mieszkają w nim moje dzieci. I mam nadzieję, że moje wnuki też będą mieszkać w tym pokoju. Ja bym w życiu tego mieszkania nie oddała nikomu. Umowa została zawarta z Kopalnią Concordia, ona dopiero w latach siedemdziesiątych została połączona z Kopalnią Mikulczyce-Rokitnica. Kopalni już nie ma ani jednej, w mieszkaniu nadal mieszkamy.” // Katarzyna

LIŚĆ Z ROKITNICKIEGO LASU


„Ja Wam teraz coś powiem, bo tak generalnie, jeżeli chodzi o historię, to z Rokitnicą jestem związana dopiero od 2005 roku. To był rok, w którym odwiedziłam tutaj mojego kolegę, który tu mieszka. To był pierwszy raz, kiedy się w ogóle zetknęłam z Rokitnicą. Jechaliśmy od strony Wieszowy, ja byłam kierowcą… wjechałam między te budynki z figurami na fasadach jak przez bramę… i zwolniłam. Tu wszystko zwalnia, po prostu jest tu taki klimat. To było niesamowite wrażenie – kolega mieszka na Gajdzikach, zawiozłam go. Obecnie to mój mąż. A ja nadal jestem zauroczona Rokitnicą. Pamiętam, jak pierwszy raz szłam na wiosnę Krakowską – o matko jedyna, zakwitły tutaj wszystkie drzewa, obłęd po prostu. Szkoda, że tych głogów już nie ma. A jak wyszłam pierwszy raz do lasu, przyniosłam liść. Ten liść ma osiemnaście lat. Tyle lat mieszkam w Rokitnicy.” // Mirela

Pejzaż prywatny

Kolejne historie i związane z nimi zdjęcia oraz filmowe reportaże będziemy zamieszczać na profilu facebookowym (https://www.facebook.com/WspolnyStolRokitnica). Na wiosnę zaprosimy mieszkańców Rokitnicy na kolejną edycję Wspólnego Stołu – nie wszyscy, którzy chcieli, mogli być z nami 8 listopada. Inni dowiedzieli się zbyt późno, że takie wydarzenie miało miejsce i dali nam znać, że przyjdą, gdy znowu postanowimy się spotkać. Jeszcze inni potrzebują czasu. Opowieść, którą zaczynamy pleść, będzie się rozwijać. Pejzaż rokitnickich wartości będzie gęstniał. Historie zaklęte w prywatnych symbolach, będą coraz mocniej pulsować.  Być może stworzymy z nich mapę, być może książkę. Czas pokaże.


Wydarzenie zostało wsparte przez program Spójnik, realizowany w ramach starań Katowic i Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2029. Projekt organizowali: Miejska Biblioteka Publiczna w Zabrzu, Stowarzyszenie Kartel Kulturalny, Rokita Czyta oraz Rada Dzielnicy Rokitnica – Stowarzyszenie Rokita