Książka o światowej sławie naukowcu trafiła do Zabrza, w którym osiadł jego syn, a teraz mieszka wnuczka.
Był skromny, nie lubił rozgłosu ani oficjalnych przyjęć – tak o Rudolfie Weiglu, wynalazcy szczepionki przeciw tyfusowi mówiła na spotkaniu z mieszkańcami w Miejskiej bibliotece Publicznej jego wnuczka, zabrzanka, psycholog Krystyna Weigl-Albert. – Pamiętam go jako takiego ciepłego dziadka, który opowiadał o swoich niezwykłych podróżach i pasjach. Był z zamiłowania przyrodnikiem, wakacje spędzał z rodziną w odludnej wsi w Karpatach. Tam badał florę i faunę, wędkował i oddawał się łucznictwu. Dopiero dużo później, gdy dorosłam, dotarło do mnie, iż był wielkim naukowcem i wielkim człowiekiem. I jak wiele dramatów przeżył…
Pretekstem do spotkania i rozmowy o nim była niedawno wydana (i przetłumaczona na język polski) książka amerykańskiego pisarza Artura Allena Fantastyczne laboratorium doktora Weigla. Lwowscy uczeni, tyfus i walka z Niemcami (w zabrzańskich zbiorach książnicy znalazły się jej dwa egzemplarze). Z publikacji wyłania się postać sensacyjna na miarę bohatera filmu Lista Schindlera. To porównanie wynika z faktu, że ona także uratował w czasie II wojny światowej przed zagładą wielu ludzi. Wśród nich była elita intelektualna Lwowa, Żydzi, a także prości ludzie. I choć pochodził z austriackiej rodziny czuł się Polakiem.
Dziadek co najmniej dawał temu wyraz wykazując się przy tym niezwykłą odwagą i hartem ducha – mówiła wnuczka. – W czasie pierwszej okupacji sowieckiej odmówił współpracy, choć oferowano mu objęcie dużej placówki w Moskwie. Potem podczas okupacji niemieckiej nie uległ naciskom i ryzykując życiem nie podpisał reichlisty. A okupanci bardzo na to liczyli, pamiętając o jego pochodzeniu. Dziadek powiedział wtedy, że jako biolog zna zjawisko śmierci i często o niej myśli, bo życie stało się smutne i beznadziejne, więc mogą mu zrobi przysługę i zabić, albo akceptować jako polskiego profesora. Ugięli się, bo był im potrzebny jako naukowiec. Gdy typowano go do medycznej nagrody Nobla, Niemcy odmówili jednak poparcia. W jego instytucji przy produkcji szczepionki schronienie znalazło za to tysiące ludzi, w tym również członkowie Armii Krajowej, a także ludzie pochodzenia żydowskiego. Wszystkim im groziło śmiertelne niebezpieczeństwo, ale dzięki temu, że stali się żywicielami wszy potrzebnych do produkcji szczepionki, byli chronieni. Jako wnuczka długo nie zdawałam sobie z tego sprawy… i podobnie chyba ogół społeczeństwa. Sądzono i źle oceniano jego poczynania, jako lekarza produkującego szczepionkę ratującą życie niemieckich żołnierzy. Po wojnie zatem był nawet oskarżany o kolaborację i jego kolejna szansa na nagrodę Nobla nie była z kolei wspierana przez Polskę. Pomówienia i oskarżenia zmieniły jego życie.
Za zasługi i pomoc w ratowaniu ludności żydowskiej w 2003 roku Rudolf Weigl został natomiast uhonorowany medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, przyznanym przez Instytut Yad Vashem w Izraelu. Wcześniej (przed wojną) za uratowanie od tyfusu misji katolickich w Chinach otrzymał odznaczenie papieskie i belgijskie. W 1930 roku przyznano mu Krzyż Orderu Odrodzenia Polski. Ratował bezpośrednio ludność w innych rejonach świata. Ile istnień ludzkich mogła uratować jego szczepionka? Ile wyprodukowanych w czasie okupacji leków w jego instytucie przemycono potem do getta, partyzantów czy „wynoszono” i podawano Polakom wysyłając na front niemiecki lichej jakości produkty? O tych i innych sensacyjnych informacjach pisze Artur Allen. – To zaskakujące do jakich dotarł informacji, materiałów i świadków – mówi wnuczka. – Książka nie jest nudną biografią, doskonale się ją czyta. Choć niby wszystko wiem, niejako na nowo poznaję swego dziadka. Cieszę się, że trafiła do polskiego czytelnika, że trafiła do Zabrza. A jak to się stało, że ja osiadłam w Zabrzu? Po śmierci babci dziadek ożenił się ze swoją asystentką i doszło do konfliktu między nią a moim ojcem, jedynakiem zresztą. Gdy lwowiacy zmuszenie zostali do wyjazdu, po prostu z grupą znajomych wybrał Zabrze. Wziął bardzo małe mieszkanko. Dziadek odwiedzał nas potem tutaj, ale nie przyjeżdżał na długo. Miałam dziesięć lat, gdy umarł, lecz pamiętam, że w Krakowie ciągle był szanowany i jego nazwisko otwierało wiele drzwi, choć praktycznie jego kontakty naukowe z powodu oskarżeń niemal całkowicie zniknęły.
(jak)
Rudolf Weigl urodził się w 1883 roku w Prerowie (Czechy), zmarł w 1957 w Zakopanem. W latach dwudziestych ubiegłego wieku po wielu badaniach we Lwowie na owadach wynalazł szczepionkę przeciw tyfusowi, wówczas strasznej, nieuleczalnej zarazie. Do Lwowa przyjeżdżali potem do niego „na wykłady” naukowcy z całej Europy. W czasie II wojny światowej choroba zbierała żniwo na frontach trzebiąc niemieckie wojska. Na masowa skalę produkcja medykamentu odbywać się musiała na bazie karmionych przez ludzi wszy (trzymane były, przez określony czas w „pudełkach”, przytwierdzonych do skóry). Weigl wykorzystał to i do karmienia wszy wybierał osoby, którym z ręki okupanta groziła śmierć.