Człowiek, który ratował życie dzięki wszom

Rudolf Weigl nie bał się śmierci, choć na niego i mu współczesnych czyhała często. Takie były czasy. Statystyki szacują, że z jej objęć wyrwał blisko 2 mln ludzi.  Kim był? Polakiem wielokrotnego wyboru, biologiem, który opracował skuteczną szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu, naukowcem bez dylematów moralnych wtedy, gdy należało wybierać między życiem innych, a ortodoksyjną odmową współpracy z okupantami.

Jego kandydatura była trzykrotnie brana pod uwagę przez Królewską Szwedzką Akademią Naukową, przyznającą Nagrodę Nobla. Dziś nie wspominają o nim nawet podręczniki dla polskich studentów medycyny. Na szczęście jest szansa, by to zmienić. I to zaczynając w Zabrzu. Wnuczka naukowca, córka jego jedynego syna, Krystyna Weigl – Albert urodziła się w naszym mieście i nadal tu mieszka. Niedawno ukazała się też świetnie napisana i dobrze udokumentowana książka Arthura Allena „Fantastyczne laboratorium doktora Weigla”, przypominająca postać wielkiego naukowca.

Weigl ratował ludzkie życie dzięki wszom. Paradoksalnie, bo wszy zawsze były symbolem biedy, brudu i poniżenia. Jednak w obliczu wojen i ludzkich tragedii fakt, że to one dawały ludziom szanse na uniknięcie  śmierci, nie miał znaczenia. Nie dla Rudolfa Weigla. W 1909 roku Charles Nicolle z Instytutu Pasteura w Paryżu odkrył, że to właśnie te pasożyty, żerujące na ludziach są nosicielami tyfusu plamistego. Dostał za to Nagrodę Nobla. Później okazało się, że chorobę wywołują bakterie, rozwijające się w komórkach nabłonkowych ich jelita, nazwane riketsjami od nazwiska jednego z badaczy.

Rudolf Weigl wpadł na genialny pomysł, by wykorzystać wesz do hodowli niebezpiecznych bakterii i w ten sposób uzyskać materiał do wypreparowania szczepionki przeciwko tyfusowi plamistemu. Prace nad nią zaczął tuż po zakończeniu I wojny światowej, w laboratorium w Przemyślu. Jednak to praca w analogicznej placówce, w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami we Lwowie pomogła ocalić wiele ludzkich istnień. I nie chodzi tylko o tych, których mogła zabić choroba, ale także o tych, którym groziła śmierć z rąk okupantów – najpierw sowieckich, później niemieckich. Wszawy glejt – skutecznie chroniący przed opresjami obcych żołnierzy – miał każdy karmiciel tych pasożytów. Tak samo jak drewnianą klateczkę przymocowaną do łydki lub uda, w której znajdowały się pasożyty. W ten sposób codziennie przez 45 minut odżywiały się ludzką krwią. – Pisarz Mirosław Żuławski wspominał, że Polacy spiskowali w co drugim domu. Gdy do jego drzwi zapukało Gestapo, zawołał: „zaraz otworzę, zrobię tylko porządek z klatkami”. Wówczas Niemcy wzięli nogi za pas. Jego syn, znany reżyser, Andrzej Żuławski przekonywał,  że swoje życie zawdzięcza mojemu dziadkowi. Gdyby nie karmienie wszy, Mirosław mógłby nie przeżyć wojny – mówiła Krystyna Weigl – Albert na spotkaniu w Miejskiej Bibliotece Publicznej promującym książkę Arthura Allena. Zabrzanka, Elżbieta Farbiszewska o naukowcu, ma podobne wspomnienia. – Mój brat też był karmicielem. Z tego powodu na drzwiach naszego mieszkania wisiała kartka, prawdopodobnie ostrzegająca Niemców przed osobą, która może mieć kontakt z bakteriami wywołującymi tyfus. W przypadku naszej rodziny laboratorium wiąże się także z historią miłosną. Mo brat poznał tam swoją żonę.

Niemcy panicznie obawiali się tyfusu, dlatego naukowcowi, który na polu walki z nim miał sporo sukcesów pozostawili swobodę działania. W 1935 roku belgijskim misjonarzom w Chinach, wśród których choroba zbierała grube żniwo, przesłał swoją szczepionkę. Po jej podaniu śmiertelność spadła do zera. Za to otrzymał najwyższe papieskie odznaczenie, order św. Grzegorza.

We lwowskim laboratorium śmiertelność tych, którzy mogli zginąć z rąk hitlerowców też była zerowa. Wszystkich chronił wszawy glejt. A zagrożenie było realne. Gdy Niemcy weszli do Lwowa, w czerwcu 1941 roku rozstrzelali 25 polskich profesorów. Rudolf Weigl uznał, że ma szansę, by chronić polską inteligencję i że ją wykorzysta. Wśród jego współpracowników we Lwowie byli m.in. wybitny matematyk, Stefan Banach, geograf i kartograf Eugeniusz Romer, poeta Zbigniew Herbert, aktor Andrzej Szczepkowski.

Odkrywca szczepionki na tyfus wybrał Polskę na swoją ojczyznę, choć jego rodzice byli Austriakami. I nigdy z tego wyboru się nie wycofał, choć okazji miał wiele. Groźbą i prośbą Niemcy i Sowieci chcieli wymóc podparcie jego autorytetem swoich działań. – Dziadek odmówił podpisania volkslisty gen. Katzmannowi, wysłannikowi Himmlera. Nie przestraszyła go wizja śmierci. Powiedział, że jest biologiem  i że umieranie jest dla niego naturalną sprawą. Dodał jeszcze, że jeśli Niemcy go zabiją, wyświadczą mu przysługę. Równie stanowczo odmówił udziału w  spotkaniu  z gubernatorem Hansem Frankiem. Nie chciał podawać ręki mordercy swoich kolegów – mówiła Krystyna Weigl – Albert. Rosjanie także chcieli przeciągnąć Rudolfa Weigla na swoją stronę. Wysłannicy Chruszczowa oferowali mu otworzenie w Moskwie instytutu i mieszkanie z radiem. Oczywiście odrzucił i tę propozycję.

– Dziadek był niezwykle etycznym człowiekiem. Gdy dostrzegł możliwość ratowania kolegów, nie wahał się, nie miał żadnych dylematów moralnych, choć po wojnie za swoją decyzję słono zapłacił. Szczepionki wytwarzane we Lwowie po kryjomu wysyłano do gett, choć oczywiście ich głównym odbiorcą byli Niemcy. Młodzi pracownicy dziadka te o słabszym działaniu, w tajemnicy przed nim, przekazywali właśnie hitlerowcom, kierując się logiką: jeden uratowany nazistowski żołnierz może zastrzelić Polaka. Dziadek na takie postępowanie się nie godził – opowiadała zabrzanka.

Krystyna Weigl – Albert o Rudolfie Weiglu, fizycznie przypominającym aktora Jana Wieczorkowskiego mówi, że był królem życia, człowiekiem rozrywanym towarzysko, także przez kobiety. Atmosfera Lwowa temu sprzyjała. Było tam lokali bez liku. Mimo, że umiał cieszyć się życie, nie odbiegał znacząco od stereotypu naukowca, Tak samo jak inni wielcy, bywał bardzo roztargniony, nie przywiązywał uwagi do spraw o niewielkim znaczeniu. Na przykład do adresu hotelu, w którym miał rezerwację.

Po wojnie rozpoczął pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim, później przeniósł się do Poznania i tak szybko, jak to było możliwe, przeszedł na emeryturę. Etat wykładowcy akademickiego mu nie leżał – był przecież badaczem  i poszukiwaczem.

Też studiowałam na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wtedy nazwisko Weigl otwierało wiele drzwi. Dziadek miał mnóstwo kontaktów, był naukowcem o międzynarodowej renomie. To u niego pierwszy raz w życiu, w Polsce zasłoniętej żelazną kurtyną, zobaczyłam owoc granatu, orzech kokosowy. Niestety, ze strony krakowskiego środowiska uniwersyteckiego spotkała go wielka krzywda. Dopiero jako dorosła osoba zdałam sobie sprawę, jak bardzo był nieszczęśliwy. Dla mnie w czasie rzadkich spotkań, był przede wszystkim kochanym, dobrym dziadkiem – mówiła Krystyna Weigl – Albert.

Po wojnie Rudolf Weigl został oskarżony o kolaborację. Zarzuty wysunął inny profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Powód ataku był osobisty – zemsta za nieprzychylną ocenę naukowej pracy. Pretekstem stało się natomiast archiwalne zdjęcie przedstawiciela niemieckich władz wojskowych prof. Hermanna Eyera, nadzorującego pracę Instytutu we Lwowie z osobistą dedykacją Rudolfa Weigla. – Eyer był przedstawicielem tzw. dobrych Niemców, wielokrotnie ostrzegał o planowych działaniach przeciw Polakom. Nie zmienia to jednak faktu, że dziadek nigdy nie robił dla Niemców nic więcej poza szczepionkami. Po wojnie to właśnie Hermann Eyer przyłączył się do obrońców jego dobrego imienia. Mój dziadek, wbrew oskarżeniom, w czasie wojny wykazał się nie tylko odwagą, ale i prawdziwą brawurą – w swoim laboratorium zatrudnił żydowskie małżeństwo. W 2003 rok Instytut Yad Vashem przyznał mu medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata – mówi wnuczka naukowca.

Rudolf Weigl nigdy nie otrzymał Nagrody Nobla, choć trzy razy była na wyciągnięcie jego ręki. Dwa razy zawiodły władze Polski. Niekomunistyczne w 1936 roku nie lobbowały dostatecznie za jego kandydaturą, gdy naukowca niosła fala sukcesu szczepionki w Chinach. Na braku poparcia komunistycznych decydentów w 1948 roku zaważyła zwykła małostkowość i nieprawdziwe oskarżenia.

Rudolf Weigl zmarł 11 sierpnia 1957 roku, jest pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

MARZENA PIECHOWICZ-GRUDA